sobota, 22 listopada 2014

Rozdział VI - (część pierwsza) ~ Nie tylko ty płacisz za swoje błędy ~

- Trzymaj się mała! - powiedział Jules czochrając mnie po głowie i szczerząc zęby jak to miał w zwyczaju - Może się jeszcze kiedyś zobaczymy...
Było mi smutno że już nigdy mogłam nie zobaczyć tych pięknych, radosnych oczu w kolorze mlecznej czekolady…

Obudziłam się w nocy, męczona dziwnymi snami i wspomnieniami. Wszystko mnie bolało. Co chwile budziłam się napadami kaszli i dwa razy już zwymiotowałam.
Z samego rana mieliśmy stąd wyjechać. Mój pokój był już prawie pusty. Wszystkie moje rzeczy spakowane do dużej walizki czekału na mnie przy drzwiach. Niepotrzebnych rzeczy, takich jak szkolne podręczniki, więc zostawiłam je na półkach poukładane w jeden stosik. Może pani Marie je komuś odda… a jak nie to może wyrzucić, po co to komu?
Przewróciłam się na drugi bok i poczułam okropny ból w ręce. Zamiast prowizorycznego bandażu z podartej koszulki Julesa, było teraz na niej widać profesjonalny opatrunek wykonany przez panię Marie.
Była bardzo zszokowana kiedy wróciłam z Emilem do domu w takim stanie, jednak zachowała zimną krew i ładnie mnie opatrzyła. Nie zadawała prawie żadnych pytań, co było dość podejrzane. Trzeba było się stąd wynosić jak najprędzej.
Dziwne że nie zadzwoniła po policje, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam że tu może wcale nie być czegoś takiego jak “policja”.
Było mi bardzo szkoda opuszczać to miejsce… Bardzo zżyłam się z panię Marie. Była na prawdę miłą kobietą, i widziałam wyraźny smutek na jej twarzy kiedy oznajmiliśmy że wyjeżdżamy.
Nie zdążyłam też poznać lepiej reszty moich współlokatorów, oraz przyjrzeć się dokładniej niektórym ludziom w szkole.
Gdybym tylko się tak nie wygłupiła i słuchała rad Emila… mogłabym zostać tu dłużej. Mogłabym, ale tego nie zrobiłam.
Moje rozmyślanie zostały przerwane przez kolejny atak kaszlu.
No to się załatwiłam.


✝~ ⁕✢ ~࿇~ ✢⁕ ~✝
 - Jesteś już gotowa? - zapytał Emil bez pukanie wchodząc do pokoju.
 - Tak…
Spakowałam  już wszystko co powinnam z sobą zabrać. Zdjęłam poszewki z pościeli i poskładałam, oraz zostawiłam otwarte okno żeby wywietrzyć pomieszczenie. Rzeczy których nie zabierałam zostawiłam w koncie pokoju.
Ubrałam się w ciepły gruby, szary sweter z golfem i spodnie. Mimo to nadal było mi zimno. Do tego powietrze wpadające do pokoju przez otwarte okno wywoływało u mnie zimne dreszcze.
Pośpiesznie związałam byle jak, lekko przetłuszczone włosy w coś na kształt koczka. Chociaż w efekcie na pewno wyglądało to jak rozwalone gniazdo na głowie. Nie miałam zamiaru się tym przejmować.
 - Musimy już wyjeżdżać. Nie możemy zrobić zamieszania… powinniśmy się stąd zmyć do puki wszyscy śpią.
 - Wiem… trochę szkoda mi stąd wyjeżdżać bo... - nie dokończyłam bo przerwał mi kolejny atak kaszlu.
 - Nie mamy wyboru. Przepraszam że musisz podróżować w takim stanie. To znaczy… mówię o chorobie…
Już szłam do drzwi, ale w tym momencie przystanęłam zdziwiona. Emil mnie przeprosił? Powinien wydrzeć się na mnie że to przeze mnie musimy wyjeżdżać i żebym przestała marudzić, tak jak to miał w zwyczaju. Nawet bym się nie obraziła. Jego krytyka wobec mnie przestała mnie załamywać, wręcz przeciwnie dodawała duch walki.
Ale nie spodziewałam się… że Emil mnie przeprosi.
 - Co tak stoisz? Zaniosłem już nasze walizki na dół. Pośpiesz się.
 - Się robi partnerze! - odpowiedziałam z zadziornym uśmiechem.
Trochę go to speszyło, ale również się uśmiechnął. Nie był aż taki wredny jak mi się wydawało.


Mimo że reszta domowników jeszcze spała, pani Marie od rana była już na nogach i krzątała się w kuchni.
 - Dowidzenia! Dziękujemy za gościnę - powiedziałam z smutnym uśmiechem wchodząc do kuchni.
 - Trzymaj się dziecko - odpowiedziała i uścisnęła mnie na pożegnanie - zrobiłam wam kanapki na drogę.
 - Jakby ktoś się pytał to proszę powiedzieć że zmieniliśmy szkołę i przeprowadziliśmy się w inną część miasta.
 - Oczywiście..
Naprawdę miła kobieta. Jej ciepło można było poczuć nawet na odległość. Nie zdawałam sobie sprawy, ale na prawdę o nas dbała. Kiedy wracałam ze szkoły zawsze wszystko jej opowiadałam, oczywiście nie wspominałam nić o GOZ… ale zawsze śmiała się ze mną i pocieszała że znajdę przyjaciół a Emil przestanie być dla mnie nie miły.
 - Nigdy pani nie zapomnę - obiecałam - mam nadzieje że jeszcze się zobaczymy.
Wybiegłam przed budynek bo Emil się już niecierpliwił.
 - Przestań tak to przeżywać. To wszystko to tylko taka szopka… - powiedział.
A więc Dobroć pani Marie również może być udawana - westchnęłam w duchu.


 - Właściwie to twoje auto? - zapytałam patrząc niepewnie na samochód którym mieliśmy odbyć podróż.
 - Tak.
 - A możesz nim jeździć? Umiesz? Masz prawo jazdy?
 - Owszem umiem, mam ukończone 18 lat. A na prawo jazdy nikt tutaj nie patrzy.
 - Eh… w takim razie jedziemy. Tylko nas nie zabij.


✝~ ⁕✢ ~࿇~ ✢⁕ ~✝


Byliśmy na miejscu.
Emil jak się okazało świetnie prowadził samochód. Nie spodziewałam się tego po nim.
Stanęliśmy przed brzydką kamienicą w równie brzydkiej dzielnicy. Na ulicy walało się sporo śmieci a wszystkie budynki miały nieprzyjemny szaro-brązowy kolor.
Wcale nie chciałam tu mieszkać, ale wyboru raczej dużego nie było. Nim miejsce mniej rzuca się w oczy tym jest lepsze.
Dziwny za to był fakt że będę mieszkać sama, w jednym mieszkaniu razem z chłopakiem. Na to też nic nie mogłam poradzić.
Eh.. właściwie wcale nie mam nic do gadania. Ważne że jeszcze żyje.


Mieszkanie było małe. Jedna łazienka, jedna sypialnia, salonik i kuchnia. Emil od razu zaoferował że sypialnie będzie moim pokojem, a on będzie spał na kanapie. Nie było to fair, ale się zgodziłam.
Nie wiadomo ile czasu będziemy tu mieszkać, może nawet tylko kilka dni… zawsze można znaleźć coś lepszego. Musze przywyknąć od teraz do częstych przeprowadzek.
Jedno tylko bardzo mi się nie podobało.
W hoteliku pani Marie, miałam więcej przestrzeni osobistej. Emil był kolegą z którym chodziłam do szkoły. Mieszkał sobie w tym samym budynku ale oddzielnie. Prawie nie zawracał sobie mną głowy.
Nie zdążyłam go lepiej poznać, zaprzyjaźnić się z nim… miał być moim partnerem, ale nie zdążyłam mu całkowicie zaufać. Nic o sobie nie wiedzieliśmy.
A teraz? Mieszkaliśmy razem… nie mogłam znów zacząć chodzić do szkoły. Ewentualnie za jakiś czas… Jak mam przebywać 24 godziny na dobę w jednym mieszkaniu z chłopakiem którego nie znam.
Czułam się z tym źle. Tak jakby ktoś nagle uciął moją swobodę i przywiązał jak psa do budy.
Muszę się przyzwyczaić.
Do wszystkiego.


✝~ ⁕✢ ~࿇~ ✢⁕ ~✝


 - Zapalenie płuc - stwierdził Emil wchodząc do mojego pokoju - tydzień z głowy…
 - Żartujesz?!
 - Mówię poważnie… ciesz się że na tym się skończyło. Mogło być gorzej. Powinnaś się przespać…
 - Jesteś dzisiaj jakiś podejrzanie miły.
 - Tak uważasz? - roześmiał się - nie przyzwyczajaj się… nie będę podły dla chorej kobiety którą wczoraj gonił facet z pistoletem. Nawet jeśli mnie wkurza… i nawet jeśli to wszystko dlatego że mnie nie posłuchała… i nawet jeśli musiałem się przez nią przeprowadzić z miejsca które mi BARDZO pasowało…
 - Przepraszam…
Nastała niezręczna cisza.
 - Eee… słuchaj Emil, nie wiem za bardzo jak to powiedzieć, ale… czy ty jesteś gejem? - walnęłam prosto z mostu.
 - Że co proszę?! - zapytał takim tonem jakby myślał że się przesłyszał.
 - Nie żeby coś… ale w szkole słyszałam plotki że masz romans z panem Alexandrem. Ja tak nie myślałam… ale uznałam że powinieneś o tym wiedzieć…
 - Dawno ci tego nie mówiłem, ale jesteś strasznie głupia. Nic ci do tego… ale dobrze wytłumaczę ci… Alek to mój brat. Rozumiesz?
 - Co? Nasz nauczyciel był twoim bratem? Ale przecież on nic nie…
 - On nie jest nauczycielem. To tylko jego rola w tej grze. Został statystą. Zmodyfikowano mu pamięć na potrzeby gry. Zostałem przewodnikiem aby tego uniknąć, następnie poprosiłem o start naszej gry w pobliżu miejsca jego pracy.
 - Emil ja… nie miałam pojęcia… przeze mnie musieliśmy stamtąd…
Poczułam straszne wyrzuty sumienia. Wcale nie pomyślałam o uczuciach Emila. Myślałam tylko o sobie… nie sądziłam że nie słuchając go wyrządzę krzywdę nie tylko sobie ale również innym.
 - Przestań. To moje prywatne problemy… skąd miałaś o tym wiedzieć? Wiedziałem że w końcu stamtąd wyjedziemy, więc chciałem się nacieszyć jego towarzystwem puki mogłem. W każdej chwili któryś z nas może zginąć. Dlatego poświęcałem ci mało czasu…
 - Twój brat musi być dla ciebie bardzo ważny… ale nie rozumie. czegoś… skąd wy tu…
 - Wspominałem ci kiedyś że przypominasz mi dawnego mnie? Ja również byłem graczem. Głupim, małym graczem, który nie był w stanie uratować własnego brata. Byłem uczestnikiem ostatniego GOZ, w którym wygrali tamci morderczy bracia… Niestety twoja historia może skończyć się podobnie.
Zaniemówiłam.


Na zewnątrz sypał śnieg. Pośród wirujących, białych płatków biegł zapłakany niebieskooki chłopak. Miał na sobie niedopiętą kurtkę i byle jak zawiązany szalik w kolorze jego oczu. We włosach miał mnóstwo śniegu, a twarz zaczerwienioną od zimna i łez. Miała może 9 lat? Z rozpaczą biegł coraz szybciej aby jak najprędzej znaleźć się w domu.
 - Braciszku! Wróciłem!
 - Emil? Co się stało? Dlaczego płaczesz?
 - Tamci chłopaki znowu wrzucili mnie do śniegu… Dlaczego tylko mnie dokuczają?
Starszy brat spojrzał na niego z troską.
 - Nie płacz. Objecuję że z nimi porozmawiam. A teraz chodź obejrzymy sobie razem jakiś serial.. zrobić ci kakao?
 - Tak! - potwierdził z promiennym uśmiechem na twarzy.
Zawsze podziwiał swojego brata. W porównaniu do wysokiego Aleka, Emil był bardzo niskim chłopakiem drobnej budowy. Starszy, doskonały pod każdym względem brat, był dla niego czymś więcej niż rodziną. Był najbliższą osobą w jego życiu, w przeciwieństwie do wiecznie zapracowanych rodziców których prawie nie widywał.
~~
 - Braciszku! Pomożesz mi? Nie potrafię rozwiązać tego zadania!
 - Hmm… pokaż mi to.. czego dokładnie nie rozumiesz? - zapytał studiując zadanie swoimi szarymi tęczówkami spoglądającymi mądrym wzrokiem zza okularów.
 - Wszystkiego! - stwierdził zakrywając twarz dłońmi - Ty jesteś tako mądry, naucz mnie!
Alek się roześmiał.
 - Dobrze w takim razie zacznijmy od początku…
~~
 - Alek, pograsz ze mną w piłkę?
 - Nie możesz zagrać z kolegami? Codziennie widzę uczniów z twojej szkoły na boisku..
 - Ale oni nie grają tak dobrze jak ty! Nauczysz mnie być takim superowym graczem i wtedy z nimi zagram! Też chce być w szkolnej drużynie!
 - Dokończę robić obiad i pogramy, zgoda?
Emil lekko się zasmucił.
 - To mama powinna gotować obiad… to niesprawiedliwe że wszystko musisz robić ty…
 - Emil, wiesz że mama ciężko pracuje… dzięki temu mamy pieniądze na życie. Powinniśmy być jej wdzięczni i pomagać jak tylko możemy.
Chłopiec przekręcił głowę zastanawiając się nad słowami brata.
 - W takim razie ja również pomogę! - powiedział nakrywając do stołu.
~~
 - Alek! Braciszku!
 - Co znowu? - zaśmiał się.
 - Chciałem się tylko upewnić że jesteś… miałem zły sen...
~~
 - ALEK! Zdałeś na prawo jazdy!? Gratuluje! Pokażesz mi jak prowadzić samochód?
 - Innym razem. Musze jechać do szpitala, do mamy…
 - Zabierz mnie ze sobą!
 - Przykro mi nie mogę. Poza tym nie powinieneś jej oglądać w takim stanie… niedługo wrócę, obiecuje…
Emil usiadł na kanapie i czekał, czytając książkę którą polecił mu brat. Bardzo się cieszył że Alek znał na prawo jazdy. Zawsze marzył o własnym samochodzie, a teraz może i jego trochę poduczy.
Kiedyś ja też będę wspaniałym kierowcą!
Było mu smutno. Ale nie z powodu chorej matki w szpitalu… tylko dlatego że Alek cały czas jeździł ją odwiedzać i nie miał dla niego czasu.
 - Niech mama umrze… - szepnął - i tak się mną nie przejmuje…
“niedługo wrócę, obiecuje”
Nie wrócił.
Już nigdy nie zobaczył swojego brata. Umarł w wypadku wracając do domu.


 - Wiesz Yumi… mój brat nauczył mnie wielu rzeczy… był idealnym bratem.
 - To on nauczył cie prowadzić samochód?
 - Nie. Tego musiałem nauczyć się sam…


✝~ ⁕✢ ~࿇~ ✢⁕ ~✝


Siedziałam w łóżku z laptopem Emila i pomimo bólu głowy oglądałam sobie “Death Note”. Wiedziałam że powinnam zajmować się ważniejszymi sprawami, ale jakoś nie miałam na to siły… Nie miałam siły nawet na to żeby zastanowić się skąd w piekle jest internet...
 - A ty znowu oglądasz bajki? Powinnaś odpocząć…
 - To nie jest bajka… i nie chce mi się cały czas leżeć i nic nie robić.
 - No to przynajmniej coś zjedz.
 - A mamy coś do jedzenia? Będziemy żyć na konserwach i produktach w proszku… - jęknęłam niezbyt zachwycona ta myślą.
 - Mogę coś ugotować, jeśli chcesz - powiedział bez emocji.
 - Serio? Umiesz gotować?
 - Trochę - wzruszył ramionami - To ja idę do sklepu, a ty kończ oglądać bajki i odpocznij…


Kiedy Emil wyszedł znów zrobiło mi się niedobrze. Dostałam mocnego ataku kaszlu i zwymiotowałam… Czułam się jakbym połknęła 100 igieł a one utknęły w moich płucach.
Coś mi się wydaje że ta choroba jeszcze potrawa...  - jęknęłam kładąc się do łóżka i zwijając w kłębek.

✝~ ⁕✢ ~࿇~ ✢⁕ ~✝

Od Autora:
Przepraszam, ale rozdział podzieliłam na dwie części bo nie byłabym w stanie skończyć dziś całości ;-;
Nie jestem z niego zbyt zadowolona... zwłaszcza z części z wspomnieniami Emila, mam nadzieje że kiedyś napisze więcej i lepiej o jego przeszłości... (myślę że drugą część tego rozdziału jeszcze bardziej mu poświęcę, bo zasłużył)
Wiecie co... dzień po tym jak wymyśliłam że Yumi będzie miała zapalenie płuc, mój przyjaciel na to zachorował... boje się pisać teraz o jakiejkolwiek śmierci bo mi ktoś padnie xD (nie śmieszne ;-;) - ten blog jest przeklęty!
W każdym razie mam nadzieje że ktoś jest zadowolony i jak zwykle proszę o komentarze ;)
Przepraszam za jakiekolwiek błędy i przecinki ~! Pozdrawiam :)

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział V ~ Nie każdy demon włada potężnym żywiołem ~

Kawiarnia jak się okazało była bardzo blisko naszej szkoły. Kiedy weszliśmy razem do środka przywitała na czerwonowłosa kelnerka…
 - Dobry wieczór witamy w… o! Jesteście z mojej klasy prawda?
Od razu poznałam cichy głos Niny.
 - Cześć! - przywitałam się - Więc tu pracujesz… szczerze chciałam wziąć ten etat o którym mówiłaś, ale dziś jestem tu w innym celu - powiedziałam wskazują na Julesa.
 - Jasne, tam jest wasz stolik - wskazała ręką - wybaczcie ale muszę wracać do pracy… Dobry wieczór witamy w… - kontynuowała w stronę nowych gości.
Usiedliśmy przy stoliku wskazanym przez Ninę.
Chłopak uśmiechnął się do mnie i zamówił dla mnie cappucino a dla siebie gorącą czekoladę. Było bardzo miło tak jak wciągu całego dnia który z nim spędziłam. Był naprawdę wspaniałym chłopakiem… aż szkoda mi było że spotkałam go w takich okolicznościach.
 - Posłuchaj… nie chciałabyś może być moją dziewczyną? Myślę że byłabyś bardziej szczęśliwa… Wiem że prawie się nie znamy, ale chciałbym ci pomóc. Chyba cię kocham, wiesz?
Prawie zakrztusiłam się kawą.
 - Nie ja nie mogę, bo…
Chłopak chwycił mnie za rękę i przysuną swoją twarz do mojej. Przez ułamki sekundy myślałam że chce mnie pocałować…
 - Yumi… wybacz mi ze to zrobię, ale chce coś sprawdzić…
Patrzyłam głęboko w jego czekoladowe oczy aż nagle ujrzałam w nich mocny błysk czerwieni i ognia. Ujrzałam w nich piekło.
Demon.
 - Tak myślałem - wyszeptał - normalna dziewczyna by uciekła… a ty.... ty nie jesteś statystką.
W pomieszczeniu rozległa się się cicha muzyka, a Jules pociągnął mnie za sobą na mały parkiet na uboczu lokalu.  
Tańczyliśmy.
W pomieszczeniu świeciło klimatyczne blade światło… a w tle leciała powolna lekka muzyka...
Teraz byłam już pewna. Szkoda… Stanęłam w miejscu, serce waliło jak szalone. Co powinnam zrobić? Bałam się to zrobić, nie mogłam wydusić z siebie słowa…
- Yumi… - szepnął - Jesteś graczem prawda?
Nie odpowiedziałam. Stał zalewie krok ode mnie.
Wiedziałam już że Emil miał racje… te słowa nie były łatwe. Teraz chciałam jedynie stąd uciec… Nie powinnam tu przychodzić.
Wtem przeszła mnie fala dreszczy. Było to jednak przyjemne uczucie… Jules mnie przytulił, przytulił tak mocno i z takim uczuciem że odwzajemniłam ten uścisk.
Położyłam głowę na jego ramieniu… pachniał tak ładnie… czekoladą.
Chwila w której tak staliśmy zdawała mi się trwać nie skończoność. Cały strach i obawa przed tym co zamierzałam zrobić minął. Jego ciepło dodało mi otuchy…
Pomimo że to właśnie on był Demonem… byłam pewna.
Uśmiechnęłam się triumfalnie.
Przypomniało mi się to co pomyślałam rano “Ten główny zły jest zazwyczaj najbliżej nas”
Zaryzykować?
Mam pięć szans… mam pięć szans…
Odchyliłam głowę i spojrzałam prosto w jego piękne oczy.
- Demon namierzony… - zawahałam się - Władca piekieł został odnaleziony, wygrałam!


Cała ta sytuacja przelatywała przed moimi oczami setki razy zanim uzyskałam odpowiedź. Odpowiedź w formie wybuchu śmiechu Julesa. Śmiał się, śmiał się ze mnie tak głośno jakby zaraz miał wybuchnąć.
Oczy wszystkich gości kawiarenki zwróciły się w naszą stronę. Chłopak chwycił mnie mocno za rękę, zapłacił Ninie przy wyjściu i wyszedł ze mną na zewnątrz.
Trochę się już uspokoił, nadal wyglądał jakby powstrzymywał się od śmiechu..
 - Czy ty… Naprawdę myślałaś… że twój pierwszy demon będzie od razu szatanem??! - znów się roześmiał - Boże, popłakałem się ze śmiechu… wybacz - dodał widząc moje zmieszanie.
Wytrzeszczyłam oczy patrząc jak chłopak zatacza się ze śmiechu. Byłam naprawdę zawstydzona. Co w tym takiego śmiesznego? Ciekawe co on by zrobił na moim miejscu…
 - Przestań się ze mnie śmiać! Mów czy... eee trafiłam…?
W sumie nie miałam pojęcia co on miał mi odpowiedzieć. Nawet jeśli trafiłam i się przyzna to co ja mam zrobić? A może on wcale nie był demonem…
 - Słuchaj mnie - zaczął poważnym tonem - Owszem, jestem władca piekieł. Rozbawiło mnie jedynie to że GOZ tak szybko się zakończy… gratulacje!
 - Żartujesz…? - upewniłam się niepewnie.
 - Nie no co ty, z takich poważnych rzeczy się nie żartuje…. TAK ŻARTOWAŁEM!
Mógłby już przestać się ze mnie nabijać… Do niego też już to chyba dotarło bo w końcu się uspokoił i tym razem na prawdę postanowił mi wszystko wyjaśnić. W końcu.
 - Przyznaje się. Trafiłaś. Jestem demonem.
 - Naprawdę?
 - Tak. Nie mam powodu by żartować.
 - Fuck yeah!!! Znalazłam demona!!! - zacieszyłam się zaciskając ręce w pięści - No to… co teraz?
Spojrzałam na niego niepewnie.
 - Nie bój się. Przecież cię nie zjem… nie należę do tych silnych demonów… raczej…
 - A jakim jesteś demonem? No i… co się powinno zrobić z odnalezionym demonem?
Co za ironia że pytam o to samego demona, czuje się niedoinformowana - pomyślałam.
 - Czy ja wiem? Może zabić? Nie myślałaś o tym? - odpowiedział na drugie pytanie tajemniczym tonem.
 - Zabić? To przecież straszne… nie mogę cię zabić…
 - A to niby czemu? Chcesz uratować martwą osobę, a ja jestem jedynie diabłem, demonem który stoi ci na drodze. Zabij mnie a zbliżysz się do wygranej. Ja i tak nie mam zbyt ciekawego życia…
 - Jak to nie? Przecież jesteś cały czas taki wesoły…
 - Myślisz? Skąd wiesz? Może ćpam?
 - Co ci się nagle stało? Jules do cholery! Chciałeś zostać moim przyjacielem, pamiętasz?
 - Może kłamałem?… słuchaj inni gracze już wiedzą że znalazłaś demona i w jakiej się znajdujesz okolicy, więc proponuje ci działać…
Działać, działać… no dobra, ale co ja mam robić? Powinnam się stąd chyba zmywać. Ucieczka była by najprostsza i najrozsądniejsza, ale co mam z nim zrobić? Jaki jest sens łapania demonów które nic ci nie powiedzą i każą się zabić?! - myślałam nerwowo rozglądając się dookoła.
 - Dobra Julek, nie marudź! Idziesz ze mną i w nogi!
Złapałam go mocno za nadgarstek i pociągnęłam za sobą. Po chwili stwierdziłam że bieg nie jest najlepszym pomysłem bo od razu wygląda to podejrzanie. Zwolniliśmy więc kroku i skręciliśmy w jakąś ciemna uliczkę.
 - Co ja mam zrobić? To był bardzo zły pomysł… mogłam słychać Emila! No właśnie Emil! Muszę się do niego dostać… chociaż w sumie to on mnie zabije! Kurde już nie wiem czy wole zginąć z rąk innych graczy czy zostać zamordowana lodowatym spojrzeniem Emila!
 - Kobieto? Zdajesz sobie sprawę że gadasz sama do siebie?
 - Wiedziałam że psychika mi tu wysiądzie… aaaa!!!
 - Nie drzyj się… może do niego zadzwoń?
 - Dobry pomysł! Przez telefon mnie nie zabije! Nie czekaj, wróć! Nie mogę słuchać rad demona którego porwałam… kurde, a to był dobry pomysł… Właściwie sama mogłam na to wpaść… ok zadzwonię!
Wyjęłam telefon z kieszeni kurtki i odrazy poraziła mnie w oczy liczba nieodebranych połączeń od… Emila. Zadzwoniłam i już po niecałym pierwszym sygnale odebrał.


 - Halo? Emil…?
 - TY IDIOTKO! GDZIE TY KURDE TERAZ JESTEŚ?!?! SZUKAM CIĘ WSZĘDZIE! DOSTAŁEM SMS ŻE DEMON ZOSTAŁ ODNALEZIONY W TYM REJONIE! MAM NADZIEJE ŻE TO NIE TY! I CZEGO NIE ODBIERASZ JAK DZWONIE?!?! - usłyszałam jego głos i odsunęłam lekko telefon od ucha żeby nie ogłuchnąć.
 - Przepraszam… Słuchaj, Jules był demonem… nie wiem co mam robić! Ja nie chce go zabijać!
O dziwo nadmiar emocji wywołał u mnie płacz.
 - ŻE CO PROSZĘ?! Nie rycz mi tam! Jesteś wojownikiem, walcz o swoje! Gdzie on jest?!
 - Kto?
 - No demon! A kto?!
 - Stoi obok - wyjaśniłam spokojnie.
 - Yumi. Czy ja mam rozumieć że znalazłaś sobie demona… powiedziałaś do niego że został odkryty… potem razem sobie poszliście na spacer i jest supcio?
 - No tak mniej więcej… tylko ja go nie rozumiem! Twierdzi że nie jest silnym demonem i nic nie wie, więc każe mi się zabić, a ja nie będę go zabijać! To straszne! Pomóż mi!
 - Mam nadzieję że to wszystko jakiś głupi żart…
 - Emil…… błagam zrób coś!
 - Eh… zaraz tam będę głuptasie… siedź cicho. Powiedz mi tylko gdzie jesteście.
 - Na tej małej ciemnej uliczce obok głównej.
 - Na tej samej co kazałem ci nie wchodzić bo podejrzane typy się tam kręcą?
 - Dokładnie.
 - Już nie mam nawet siły tego komentować… czekaj tam na mnie i uważaj.
 - Dziękuję…


 - Uf… nie było aż tak źle…
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i rozejrzałam nerwowo dookoła. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji… do tej pory wiodłam raczej, spokojne? życie. Miałam silne wrażenie że nie powinno mnie tu być… nie nadaje się do tej gry. Nie spotkałam jeszcze reszty graczy, ale czułam że nie są oni tacy jak ja.
Kiedy przedostawałam się do piekła, czułam że jestem silna i że zrobię wszystko aby odzyskać Nathaniela… a teraz?! Stoję na pustej drodze i się boje sama nie wiem czego.
Jestem beznadziejna.
 - Yumi nie chce się martwić ale chyba ktoś się zbliża… - szepnął Jules wskazując głową w lewą stronę.
Podążyłam wzrokiem w skazanym kierunku i faktyczne ktoś szedł w naszą stronę. Zdecydowanie nie był to Emil… sylwetka tej osoby była zdecydowanie za duża na jego drobne ciało.
Zamarłam. Nie miałam pojęcia co mam zrobić… Emil kazał mi zostać w miejscu, ale nie mogłam sterczeć jak słup, kiedy ktoś podejrzany idzie w moją stronę. Z drugiej strony jeśli puszczę się biegiem w przeciwną stronę od razu wyda się to podejrzane.
Powoli chwyciłam Julesa za rękę i niezdecydowanym krokiem zaczęliśmy się oddalać. Ktokolwiek to był, ruszył za nami.
Była to ostatnia rzecz jaką powinnam zrobić, ale odwróciłam się za siebie. Człowiek który nas śledził był wysokim mężczyzną. Nie mogłam dostrzec jego twarzy ukrytej za czarną chustką i cieniem kaptura kurtki.
 - Cholera… - mruknęłam pod nosem.
Na ulicy oprócz nas i jego nie było żywej duszy. Słyszałam jego kroki coraz wyraźniej. Byłam tak przerażona że ledwo mogłam się poruszać… zastanawiałam się czy nie lepiej pobiec, ale byłam pewna że ten gościu na pewno szybko by mnie dogonił. Przyśpieszyłam więc jeszcze bardziej kroku. Jego kroki również przyśpieszyły.
Nagle poczułam mocny uścisk męskiej dłoni na ramieniu.
 - To ty - bardziej stwierdził niż spytał.
Jego głos był straszny, w każdym razie nie było w nim słychać ani nuty czegoś przyjemnego. Bez namysłu kopnęłam go z całej mojej siły i odepchnęłam, po czym uciekłam sprintem ciągnąc za sobą Julesa.
Nagle usłyszałam głośny huk. Rozszerzyłam oczy nie mogąc uwierzyć i przyśpieszyłam jeszcze bardziej, jeśli było to w ogóle jeszcze możliwe.
 - Bez kitu! ON W NAS STRZELA !!! - krzyknęłam przerażona skręcając w kolejną uliczkę.
 - SERIO?!? Nie zauważyłem !!! - wydarł się na mnie Jules który biegł szybciej ode mnie, bo nie miałam już siły.
 - Siedź cicho to może go zgubimy…
 - To ty krzyczy… o kurwa! - odpowiedział słysząc kolejny strzał.
Oby dwoje zamilkliśmy aby nie tracić już siły na wrzaski. Próbowaliśmy go zgubić skręcając co jakiś czas w inna uliczkę. Była to część miasta wcale nie oświetlona, nigdzie nie było widać żadnych ludzi. Nie miałam już pojęcia gdzie jestem, ale wolałam się zgubić niż dać zabić.
 - Jules… ja już nie mam siły… - wydukałam stając.
 - Jeszcze trochę, on jest coraz dalej, niedługo go zgubimy…
Opadłam na kolana ciężko dysząc. Gardło bolało mnie od zimnego powietrza a w środku skręcałam się od kolki. Brak kondycji dał o sobie znać już jakiś czas temu, ale teraz była tak wyczerpana że nie mogłam już się ruszać. Strach dodawał mi siły, ale teraz to już naprawdę był mój limit.
Jules był zmachany, ale widać było że ma jeszcze siłę. Teraz patrzył na mnie z przerażeniem. W każdej chwili mógł dogonić nas ten gościu i zastrzelić mnie. Byłam łatwym calem, który nawet nie był ruchomy.
 - Wstawaj! Poniosę cię kawałek
 - Zwariowałeś!? Uciekaj, ja cię tylko spowolnię!
 - To ty zwariowałaś jeśli myślisz że cię tu zostawię. Oferuje ci pomoc, więc skorzystaj… no chyba że wolisz zginąć? Spoko. Ten przez kogo tu jesteś, na pewno zrozumie że po niego nie przyszłaś bo ci się ucieczka znudziła…
Te słowa trafiły do mnie tak mocno jak powinny. Musze przeżyć dla Nathaniela. Wstałam wstydząc się za siebie, a Jules wziął mnie na plecy.
 - Jesteś taka chuda że prawie cię nie czuje - przyznał i zaczął biec dalej kiedy rozległ się kolejny wystrzał a za nami ponownie ukazała się sylwetka tego strasznego człowieka.
 - AA! - krzyknęłam z bólu.
 - Dostałaś?! - przestraszył się.
 - Tak… - syknęłam - ale to tylko obcierka… w lewą rękę....
Rana była jedynie powierzchowna, ale okropnie bolało. Dopiero teraz dotarło do mnie że kimkolwiek jest ta osoba, na prawdę chce zrobić mi krzywdę. To nie były żarty, ten ktoś na prawdę był w stanie mnie zranić.
 - Trzymaj się mocno!
Moja krzywda jakby dodała Julesowi sił, biegła tak szybko że trzęsłam się i podskakiwałam na jego plecach. Ciężko było mi się trzymać z zranioną ręką, a gardło tak bardzo bolało zamrożone zimnym powietrzem że nie mogłam nawet mówić.
Proszę… Zostaw nas już… - myślałam tracąc powoli przytomność na rozgrzanych plecach Julesa, które zdawały się wręcz parzyć moje zmarznięte ciało.



✝~ ⁕✢ ~࿇~ ✢⁕ ~✝



Obudziłam się przez delikatnie trzęsącego moją twarzą mnie Julesa.
Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam że ukrywamy się w jakimś opuszczonym budynku. Podniosłam się i syknęłam z bólu, ponieważ oparłam się o zranioną rękę na której teraz ujrzałam prowizoryczny opatrunek z podartej koszulki demona który mnie ocalił.
 - Dziękuję - powiedziałam, a raczej próbowałam powiedzieć bo głos miałam strasznie zniekształcony przez chrypę.
Obok mnie na podłodze leżał telefon, więc chłopak musiał dzwonić do…
 - EMIL! - krzyknęłam podnosząc głowę na wprost.
Faktycznie stał tam, jak zwykle z uśmiechniętą miną pełną sarkazmu. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam że go widzę.
Bez namysłu wstałam i rzuciłam się na niego, przytulając mocno do siebie.
 - Emil tak się bałam! Przepraszam że cię nie posłuchałam… już nigdy tego nie zrobię, będę słuchać twoich rad i…
 - Nie płacz głupolu, wszystko jest już w porządku… no może nie do końca, ale mogło być gorzej - powiedział również mnie obejmując - ciesze się że żyjesz.
 - A ja się ciesze że tu jesteś… ale dziwne że jeszcze na mnie nie nawrzeszczałeś.
 - Poczekam aż wydobrzejesz… a wtedy nakrzyczę na ciebie tak, że będziesz musiałam wydobrzeć jeszcze raz…
Trzęsłam się z zimna. Stopy i dłonie miałam tak zmarznięte że nawet ich nie czułam. Ubrana byłam jedynie w sukienkę i kurtkę. Tak bardzo żałowałam teraz że nie ubrałam się cieplej idąc do kawiarenki…
Usiedliśmy całą trójka aby omówić obecną sytuacje. Emil nieufanie patrzył na Julesa, z kolei ten co chwile wzruszał ramionami jakby w ogóle nie rozumiał co tu robi.
 - On na pewno jest Demonem? - upewnił się.
Potwierdziłam kiwnięciem głowy.
 - Możesz nam zatem powiedzieć mi jakim jesteś demonem? - zapytał spokojnie brązowookiego.
 - Tak więc przed wami  Jules Pierwszy, Demon czekolady. Jestem zwykłym podrzędnym demonem więc za bardzo wam nie pomogę ale…
Przerwał bo zobaczył wytrzeszcz oczu Emila, oraz mój wybuch głośnego śmiechu w którym nie przeszkadzało mi nawet bolące gardło.
 - Co cię tak bawi?
 - Nie dość że nazywasz się Julek, to jeszcze jesteś demonem CZEKOLADY?! Może jeszcze twój brat to demon mleka który straszy dzieci nielubiące nabiału?! Nie no, Edward Elrick się w grobie przewraca! - wybełkotałam nie mogąc przestać się śmiać.
 - Jules to godne imię… i jaki ty masz problem? Bycie demonem czekolady to nie jest wcale taka beznadzieja… wiesz ile ludzi ma uczulenia na kakao? Wiesz ile osób w tym roku zakrztusiło się przy….
 - Proszę… przestań… bo się posikam ze śmiechu… - ledwo mówiłam chichrając się po każdym słowie - nie no ja płaczę… złapałam demona czekolady… HAHAHHAHAHAAHAHAHHAA !!! Ej to ja już się nie dziwie że tak ze nie cisnąłeś że cię za szatana wzięłam!!! Też bym się śmiała! Pomylić najsłabszego demona w grze z władca piekieł…! HAHAHHAHAHAHA! Tylko ja tak potrafię...
 - Yumi… czy ja się nie przesłyszałem? - zapytał Emil a ja ucichałam słysząc ten nagle poważny ton - zmarnowałaś jedną szanse bo myślałaś że to coś, jest szatanem?
 - No tak jakby trochę bo…
 - ZWARIOWAŁAŚ ?!?!?! A myślałem że gorzej być nie może...
 - Ja ci dam “to coś”! Może i nie należę do tych najsilniejszych demonów, ale jednak jestem jednym z nich i oczekuje szacunku. Nie zapominaj że gdyby nie ja Yumi już by nie żyła.
Nastała niezręczna cisza.
 - Masz racje… Dziękuję ci za to - przyznał Emil.
 - Jesteście teraz w trudnej sytuacji… nie wiem czy Yumi do końca zdaje sobie sprawę co zrobiła… Spytałem ją o to czy jest graczem, mogła to potwierdzić a bym wam pomógł i się przyznał do tego kim jestem. Ona jednak namierzyła demona i inni gracze już o tym wiedzą, do tego zmarnowała jedną z pięciu szans na odnalezienie szatana. Nie wiem co ona sobie myślała… W każdym razie jesteście w bardzo nieciekawej sytuacji. Ten facet z pistoletem na pewno był jednym z graczy....
 - Niestety wiem kim on jest i wcale mi się to nie podoba - powiedział czarnowłosy a oczy moje i Julesa natychmiast zwróciły się w jego stronę.
 - Znasz go?
 - Można tak powiedzieć… to właśnie jego uratował zwycięzca poprzedniego GOZ… tak przypuszczam.
 - Jak to?! - zdziwiłam się - Możesz mi to wytłumaczyć?
 - Szatan nie usuwa pamięci osoba które wygrały w GOZ, ma to na celu rozpowszechnienie tej gry. Opowieść o ostatnich wygranych brzmi tak: pogłoski o tej rozgrywce dotarły do dwójki braci, którzy ciężko trenowali aby wziąć w niej udział. W końcu doszli do mistrzostwa i jeden zabił drugiego. Śmierć po to aby wygrać piekielną grę jest ciężkim grzechem, tak więc drugi brat trafił do piekieł. Pierwszy natomiast wziął udział w GOZ.
 - Nie wierze w to… zabił brata tylko po to żeby spróbować wygrać? W grę która mogła nawet nie istnieć?
 - I wygrał. Ostatnie GOZ wygrali właśnie ci bracia… z początku w to nie wierzyłem, ale słyszałem pogłoski zanim jeszcze się poznałem, że teraz bracia zamienili się rolami skazańca i gracza i znów biorą udział w rozgrywce. Jestem prawie pewien że to był on.
 - Coś strasznego. On nie może być normalny… kto ryzykował by życiem brata żeby pograć w tą cholerną grę?! Inni chcą odzyskać osoby które kochają! A oni się tylko bawią! To straszne, okropne, podłe…
Nic już nie zostało z mojego śmiechu i radości z spotkania Emila. Teraz czułam się okropnie… ktoś taki jak oni nie ma prawa żeby żyć… nawet w piekle.
 - Yumi… uwierz mi że dla mnie tez to jest straszne… - przyznał - ale nie możesz się poddać!
 - W GOZ miało miejsce wiele innych strasznych rzeczy, gorszych od zabijania dla zabawy… musisz być gotowa na wszystko - dodał Jules.
 - Powiedzcie mi… jak ja… zwykły, mały, czary człowiek… mam wygrać z kimś takim?
Żaden z nich nie odpowiedział.


✝~ ⁕✢ ~࿇~ ✢⁕ ~✝


Teraz musieliśmy wrócić do naszego hoteliku, aby się… spakować. A następnie uciec jak najdalej od tego miejsca.
Na szczęście Emil znał drogę powrotną. Gdyby się nie zjawił nigdy nie trafiłabym z powrotem. Nie byłam w stanie iść sama więc Jules znowu niósł mnie na plecach. Było mi tak strasznie szkoda że odwaliłam coś takiego.
Wszystko zepsułam.
Musimy wyjechać z Emilem jak najdalej stąd. Możliwe że tamten z pistoletem zna już naszą tożsamość. Za wszelką cenę chciałam uchronić Julesa przed śmiercią jako że jest demonem… Niedługo będę musiała się z nim pożegnać na zawsze i ukryć się gdzieś gdzie nie dopadnie mnie nikt z graczy.
A mogłam spokojnie chodzić sobie do tej nudnej szkoły i czekać jak jakaś akcja sama się rozwinie. Chciałam wyprzedzić resztę graczy, a teraz ja mam najbardziej przesrane...
Szliśmy ciemnymi uliczkami, każda wyglądała tak samo co było bardzo monotonne. Emil prowadził nas dokładnie rozglądając się przy każdym zakręcie.
W końcu dotarliśmy do główniej ulicy bez żadnych nieprzyjemnych spotkań. Na ulicy było pusto oprócz jednej niskiej osóbki która szła chodnikiem z kapturem nasuniętym na głowę.
Szybko ją ominęliśmy, a ja odniosłam wrażenie że widzę znajome czerwone włosy… czyżby?
Nie było czasu się już nad tym zastanawiać. Dotarliśmy na miejsce.
- Trzymaj się mała! - powiedział Jules czochrając mnie po głowie i szczerząc zęby jak to miał w zwyczaju - Może się jeszcze kiedyś zobaczymy...
Było mi smutno że już nigdy mogłam nie zobaczyć tych pięknych oczu w kolorze mlecznej czekolady...


✝~ ⁕✢ ~࿇~ ✢⁕ ~✝


Od Autora:
Nie wierze że skończyłam to dziś pisać. Byłam pewna że się nie wyrobie... W każdym razie jest to chyba pierwszy rozdział do tej pory z którego jestem w nawet zadowolona. To znaczy byłam, aż nie załamałam się opisami przy poprawianiu błędów... mam nadzieje że wszystko było zrozumiałe.
Jules to pierwsza postać jaką wymyśliłam tworząc tą historie, mam nadzieje że ktoś go polubił (obiecuję że jeszcze do nas powróci :3 raczej...)
W następnym rozdziale będzie sporo o Emillu - taka mała zapowiedź ;)
Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy!
No to tyle ode mnie ;) Pozdrawiam i kocham wszystkich którzy to czytają <3 i jak zwykle proszę o komentarze, nawet jeśli mają być negatywne ;)
Hope Land of Grafic